King Konga znają wszyscy, mało kto jednak wie, skąd właściwie się wziął i co takiego mu zawdzięczamy. Pora to zmienić.

Drugie spotkanie Konga z Godzillą w ramach filmowego uniwersum MonsterVerse (recenzja w Regionie) rozbiło bank, stając się najbardziej kasowym projektem w dziejach obydwóch potworów. O ile jednak do postaci atomowego jaszczura nawiązywaliśmy na łamach magazynu już wielokrotnie, o tyle ikonicznego goryla traktowaliśmy dotąd trochę po macoszemu. Być może dlatego, że to właśnie on w 2005 r. zrujnował jubileuszową okładkę setnego wydania pisma? Niektórzy podobno wciąż chowają o to urazę (co dobrego, Roger?), ale umówmy się, że przez te 18 lat zdążyliśmy zapomnieć o całym incydencie i możemy w końcu darować King Kongowi te cztery strony. Zwłaszcza że jego historia miała nieoceniony wpływ nie tylko na kinematografię, ale i całą kulturę popularną.

Król Komodo

Merian C. Cooper był zafascynowany dziką przyrodą na długo przed tym, zanim został cenionym filmowcem znanym początkowo z filmów dokumentalnych. Przeglądając podarowaną mu przez wuja książkę „Explorations and Adventures in Equatorial Africa” („Eksploracje i przygody w Afryce Równikowej”) spisaną w 1861 r. przez podróżnika Paula du Chaillu, w szczególności umiłował goryle, które były opisywane tam jako „pół ludzie, pół bestie”. W wieku sześciu lat nie mógł jednak jeszcze przypuszczać, że dziecięcy zachwyt pozwoli mu w przyszłości odmienić oblicze kina, a stworzona przez niego monstrualna postać z powodzeniem przetrwa w masowej świadomości całe stulecie. Pomysł na pracę skupiającą się na małpach wykiełkował w jego głowie w trakcie zdjęć do ekranizacji klasycznej powieści wojennej „Cztery pióra” (1929), kiedy miał okazję obserwować żyjące dziko grupy pawianów. Początkowo miała to jednak być drukowana monografia naukowa, zainspirowana publikacją książkowa jego kolegi, W. Douglasa Burdena, wydaną w 1927 r. pod przydługim tytułem „Dragon Lizards of Komodo: An Expedition to the Lost World of the Dutch East Indies” („Smocze jaszczurki z Komodo: Wyprawa do zaginionego świata Holenderskich Indii Wschodnich”), a traktującą rzecz jasna o olbrzymich waranach z wyspy Komodo. W tamtym czasie Cooper miał już na koncie dwa sukcesy na polu filmów dokumentalnych („Trawa: walka narodu o życie” z 1925 r. i „Chang” z 1927 r.), stąd publikacja naukowa o charakterze zoologicznym była dla niego naturalnym krokiem w rozwoju pasji zaszczepionej mu w dzieciństwie przez prace du Chaillu. I choć jego monografia uległa przez przypadek zniszczeniu, filmowiec nie porzucił swoich planów, postanawiając jednak przekuć pomysł w formę, na której znał się najlepiej. „Pewnego dnia (…) pomyślałem sobie, dlaczego by nie sfilmować mojego goryla… Miałem jednak na myśli gigantyczne powiększenie zarówno goryla, jak i smoków (z Komodo – przyp. red.), aby były naprawdę ogromne” – wspominał po latach Cooper.

W MGS2 rozgrywającym się u wybrzeży Nowego Jorku, postacie spierały się o nazwę budynku, na który w finale filmu wspiął się goryl.

Co ciekawe, na samym początku wymyślił ikoniczny finał filmu rozgrywający się na szczycie wieżowca Empire State Building, będącego ówcześnie najwyższym budynkiem na świecie, a dopiero potem całość obudował historią eksploracji tajemniczej wyspy pełnej prehistorycznych stworzeń, inspirując się rzecz jasna wspomnieniami podróżników, w których wcześniej się zaczytywał. W trakcie przygotowań do zdjęć miał w planach schwytać w Kongo prawdziwego goryla i przewieźć go na wyspę Komodo, gdzie chciał skonfrontować go z opisywanymi przez Burdena jaszczurami, ostatecznie jednak musiał zadowolić się samą wycieczką po egzotycznej wyspie. Zaobserwowane tam krajobrazy oraz okazy fauny miały olbrzymi wpływ na ostateczny kształt przedstawionej w filmie fikcyjnej Wyspy Czaszki oraz zamieszkujących ją stworzeń. I to właśnie od nazw wyspy Komodo oraz Republiki Kongo swój przydomek wziął sam potwór, choć twórca początkowo optował za nazwaniem go po prostu „Komodo”. Nie on jeden był zresztą zafascynowany wyspą. Również pewien gówniak z mieściny pod Częstochową na początku lat 90., na kanwie popularności „Parku Jurajskiego”, czasopisma Dinozaury wydawanego przez DeAgostini oraz serialu telewizyjnego „Zaginiony Ląd”, znanego również jako „Dolina Jurajska”, zafiksował się na punkcie wyspy zamieszkiwanej przez stwory podobne do dinozaurów, nadając sobie nawet ksywę „Maciej z Komodo”, z czasem skróconą do samego „Komodo”. A to ci dopiero ciekawostka!

Cały artykuł dostępny w PSX Extreme 320.

Instagram