Czuliście się kiedyś rozczarowani zakończeniem poznawanej właśnie opowieści? Koniec może wydatnie wpłynąć na odbiór całości. W przypadku tradycyjnych tekstów kultury stawiani jesteśmy w roli biernego obserwatora, więc pozostaje nam jedynie wylać żale. Twórcy gier za sprawą wpisanej w naturę medium interaktywności mają większe pole do popisu, dając nam nierzadko szansę wpłynięcia na kształt finału. Szczególnym rodzajem są zakończenia klasyfikowane jako „złe”, przy czym nie chodzi bynajmniej o ich jakość.

Spoilery z gier: Banjo-Kazooie, System Shock, F.E.A.R. 2: Project Origin, Max Payne 2: The Fall of Max Payne, Prince of Persia: Warrior Within, Wiedźmin 3: Dziki Gon, Spider-Man: Web of Shadows, Mass Effect 2, Diablo, The Last of Us.

We wstępie sięgnąłem po frazes, jakoby interaktywność stanowiła domenę gier wideo. Trudno z tym dyskutować, ale warto też oddać sprawiedliwość artystom działającym w pozostałych sferach sztuki. Filmowcy to wszak nie gęsi i swą interaktywność mają. Jeśli oglądaliście dostępny w streamingu „Black Mirror: Bandersnatch” z 2018 r., to wiecie, o czym mowa. Produkcji stawiających widza przed rozmaitymi decyzjami jest jednak więcej. W dostępnym na Netfliksie programie „Ty kontra dzicz” próbujemy pomóc Bearowi Gryllsowi, popularnemu podróżnikowi i zjadaczowi rozmaitych obrzydliwości, wydostać się z kolejnych tarapatów. Grylls zwisa nad przepaścią, a my za pomocą pilota decydujemy: próbować się wspinać czy zaryzykować skok? W latach 80. i 90. XX w. wyszło wiele gier, które przeszły do historii jako „interactive movies” (np. Dragon’s Lair z 1983 r.).

Twórcy dają nam czasem okazję podstawowy, nieszczęśliwy finał nieco osłodzić. Taki zabieg nazywany bywa „ukrytym zakończeniem”

Wygląda na to, że za sprawą streamingu granica między filmem a grą stanie się jeszcze cieńsza. Kto wie, być może kolejna produkcja Davida Cage’a zamiast na konsolę Sony zadebiutuje na platformie Disney+? Przykłady interaktywnych produkcji możemy znaleźć także na deskach teatru. Dobrym przykładem jest komediowy spektakl „Szalone nożyczki” autorstwa Paula Pörtnera. Fabuła opowiada historię morderstwa w zakładzie fryzjerskim. O zakończeniu, tj. wskazaniu winnego, decyduje publiczność… w drodze głosowania. Biorąc pod uwagę, że sztuka jest wystawiana w warszawskim Teatrze Kwadrat nieprzerwanie od 1999 r., motyw spotkał się z ciepłym przyjęciem widzów. Kończąc tę wyliczankę, sięgnijmy do świata literatury. Na rynku bez trudu możemy znaleźć rozmaite książki i gry paragrafowe, w których o losach bohaterów decydujemy, przeskakując do wskazanych stron. Pokusa decydowania o przebiegu akcji, swoistej dyskusji z autorem, wykracza dalece poza gry wideo. Odbiorca lubi mieć coś do powiedzenia. Umożliwienie nam wyboru własnego zakończenia, choćby nawet nieszczęśliwego, jest odpowiedzią na tę potrzebę. Tyko czemu właściwie mielibyśmy świadomie decydować się na złe zakończenia? Z przekory? Nie polubiliśmy bohaterów i źle im życzymy? Dla trofeum?

Żyli długo…

O zakończeniach złych trudno mówić w oderwaniu od zakończeń szczęśliwych, czyli obecnie ich znacznie bardziej popularnego brata. Te ostatnie stały się na tyle powszechnym rozwiązaniem fabularnym, że określenie „happy end” weszło do języka potocznego. Za ten stan rzeczy łatwo posadzić na ławie oskarżonych Hollywood, ale swoje za uszami ma też fraza „żyli długo i szczęśliwe”, która zaczęła pojawiać się na końcu bajek już w XVIII w. Choć nasi przodkowie bywali dla swoich pociech mniej łaskawi, o czym świadczą m.in. pierwotne brzmienie „Baśni braci Grimm” czy arabska wersja „Księgi tysiąca i jednej nocy”, współcześnie dzieciom oszczędza się opisów okrucieństwa i porażek. Baśniowi bohaterowie, pomimo przejściowych kryzysów, najczęściej osiągają zamierzony cel i cieszą się dobrym zdrowiem. Zderzenie z rzeczywistością następuje później. Kiedy na potrzeby lekcji języka polskiego czytałem „Króla Edypa” i „Antygonę”, byłem już nieźle wytrenowany w kwestii przemocy za sprawą podbieranych tacie kaset VHS z przygodami Arnolda Schwarzeneggera i Stevena Seagala. Przyznam jednak, że Sofoklesowi udało się mnie zaskoczyć. Zakończenie, w którym Edyp uświadamia sobie ojcobójstwo oraz kazirodztwo, a potem z rozpaczy wykłuwa sobie oczy? Antygona wieszająca się w lochach na chwilę przed otrzymaniem informacji o ułaskawieniu? Nadmienię mimochodem, że dziewczyna czekała tam na karę śmierci za pochowanie brata. Tragedia antyczna rządziła się ściśle określonymi zasadami, a jej rolą nie było bynajmniej dostarczenie widzom rozrywki. O katharsis, czyli oczyszczeniu, słyszał zapewne każdy z nas. Tylko w jaki sposób cierpienie bohaterów miałoby nas oczyścić? Z czego? Konsensus naukowy rodził się w bólach i na przestrzeni wieków. Jak wskazuje prof. Elżbieta Sarnowska-Temeriusz, współcześnie katharsis rozumiane jest na dwóch poziomach. Pierwszy jest psychologiczny: „Tragedia, budząc uczucia litości i trwogi, oddziaływać może na emocje, może wypierać, łagodzić lub neutralizować inne, analogiczne przeżycia (…)”. Drugi aspekt to etyka. Silne emocje da się spożytkować i przekształcić w refleksję, kształtując tym samym postawę i wrażliwość.
Jeśli finał losów Antygony i Edypa trochę mnie straumatyzował, to później nie było wcale lepiej. Konrad Wallenrod z powieści poetyckiej Mickiewicza? Mężczyzna niby napsuł Krzyżakom krwi, ale finalnie musiał ratować się zażyciem trucizny. Los bohatera powieści „Cierpienia młodego Wertera”? Tytuł sam w sobie daje pewne wyobrażenie o zakończeniu, ale Goethe i tak wykazał się pomysłowością. Werter co prawda w typowym dla romantyków stylu postanowił się zabić, ale strzał w głowę zadziałał tylko połowicznie i chłopak konał do rana przy zachowaniu pełnej świadomości. Wokulski z „Lalki”? W zasadzie przegrał na każdym froncie, popadł w depresję i prawdopodobnie wysadził się w powietrze. „Anna Karenina”? Szkoda gadać. Przeskoczmy do Wielkiej Brytanii. Z tezą, jakoby Wiliam Szekspir odcisnął na kulturze europejskiej ogromne piętno, trudno polemizować. Utwory tego dramatopisarza kształtują wyobraźnię artystów do dziś. Abstrahując już od podziału na komedie i tragedie, to jakie utwory Szekspira przychodzą Wam do głowy w pierwszej kolejności? Stawiam dolary przeciwko orzechom, że znalazł się tam tytuł, w którym bohaterowie kończą martwi, pohańbieni albo jedno i drugie.

Brutalna animacja śmierci protagonisty to jedna ze sztuczek chętnie wykorzystywanych w horrorach. Na zdjęciu Dead Space Remake. Choć takie scenki trudno zakwalifikować do prawdziwych zakończeń, ponieważ nie kasują postępów, to cieszą się dużą popularnością wśród graczy. Do The Callisto Protocol dodatkowe animacje sprzedawano w ramach DLC.

Na tle przedstawionych powyżej przykładów dzisiejszą dominację happy endów można by uznać za anomalię. Tylko czym tak naprawdę jest szczęśliwe zakończenie? Okazuje się, że badacze kultury do tej pory nie wypracowali spójnej definicji. Wiele zależy od czasów oraz kontekstu kulturowego. W komedii „Kupiec wenecki” jednym z elementów fabuły było przejście Shylocka, żydowskiego lichwiarza, na chrześcijaństwo. Akt ten miał nie tylko znaczenie fabularne, ale ludność w XVI-wiecznej Anglii odbierała konwersję jednoznacznie pozytywnie. Czy może być coś lepszego dla człowieka niż szansa na zbawienie duszy? Przeskoczmy do czasów współczesnych. Jakie są składniki happy endu? Bohaterowie osiągają cel przedsięwzięty na początku przygody. Ratowanie świata jest uniwersalną kategorią, ale może to być też udany skok na bank, zemsta na zdrajcy, misja za liniami wroga etc. Jeśli po drodze zginą, to ich poświęcenie nie może pójść na marne. Trudności są przejściowe i choćby było bardzo ciężko, koniec końców cel zostanie osiągnięty. Ocena wymowy finału ogranicza się do sytuacji jednostek. Ogólny stan świata, np. w trakcie katastrofy klimatycznej, nie ma aż takiego znaczenia. Chyba że to my sprowadzamy go na krawędź zagłady podejmowanymi np. w trakcie gry decyzjami.

Cały artykuł dostępny w PSX Extreme 330.

Instagram